Jest pewien rodzaj miłości, tej absolutnie chemicznej, gdy jeśli iskrzy, to rozpala. Kiedy roznieca się prawdziwe ognisko, albo pochłaniający pożar. Nie zostawia niczego na swojej drodze. Obezwładnia i nie pozostawia słów pomiędzy. A czasami po prostu… jest. Kiedy u podstaw jest zwyczajna codzienność, troska, radości zwykłe, przyjaźń taka po ludzku, szacunek wzajemny i czułość. Ale też jest i pragnienie. I szaleństwo. I kosmiczna energia. Czasami trudno mi pisać o tym, co widzę. Czasami prościej mi poczuć, albo pokazać choć fotografią. Tak było wtedy, bo słów było tak mało. I w dniu ślubu, gdzie wszystko miało swój rytm, niespieszny. Gdy kawa na balkonie z widokiem na sad smakowała bardziej. Gdzie z nieba lało się złoto i delikatny, czuły deszcz, który miało się wrażenie rozpylał jakąś niesamowitą aurę. Gdzie spojrzenia w oczy były tak troskliwe, tak dobre, tak szczere. Gdy przysięgano, a Ksiądz Bartek słowami rozkładał na łopatki. Obie. Bo to najwspanialszy Człowiek jakiego znam. Gdy tańcowano do białego rana, aż parowały szyby w maleńkiej agroturystyce. Gdy niespiesznie goście tulili się, spacerowali, wzdychali z podziwu i szczęścia. Gdzie po prostu szczęście tworzyło swoją definicję. Kinga i Bartek… Wasza historia jest niepowtarzalna. Wasza historia mnie porwała, urzekła, zachwyciła. Waszej historii też oddałam kawał swego serca.
A plener… nadal nie mam słów i nie chcę ich chyba szukać. Magii nie trzeba definiować. Ona dzieje się ukradkiem.
Nie pamiętam kiedy tak bardzo czułam się tu i teraz wdzięczna za stworzenie tej historii, za to, że mogłam te wszystkie emocje współdzielić.
Mogłam oczami zapamiętywać dla Was, a sercem opowiadać o Was.
Dziękuję. Choć to czasami tak zwyczajnie za malutko.
You break and enter my imagination
Whatever’s in there it’s yours to take
If there is a light you can’t always see
And there is a world we can’t always be
If there is a kiss I stole from your mouth
And there is a light, don’t let it go out
U2 – Song for someone